"No i zaczęły się schody"
21 kwiecień 2011 rok, zgodnie z wyznaczonym terminem udałem się na wizytę do lekarza prowadzącego moje leczenie. Najpierw o godz.8.00 pobranie krwi do badań i szybkie EKG (serce jak dzwon), lekarza zaczyna przyjmować o godz.12.30, a więc jest sporo wolnego czasu. Dobrze, że mam towarzysza niedoli, jest ze mną Bożena, mama mojego zięcia. Tylko ona z całej rodziny miała wolny dzień i mogła mi towarzyszyć w "wycieczce" do Katowic.
Czekając na lekarza spacerujemy po Katowicach, widać że miasto zaczyna dbać o swój wygląd, robi się przyjazne dla mieszkańców i turystów. Jest nawet chińska restauracja, w której można napić się nie tylko herbaty, ale także kawy i na deser zjeść "w cieście banan!".
Jestem szczęśliwcem, który ma numer "1" i o godzinie 13.10 wchodzę jako pierwszy pacjent na konsultację do lekarza (jak dobrze pójdzie, to zdążymy na obiad do Bielska-Białej). Węzły chłonne w normie, badania krwi na takim samym poziomie jak po pierwszym cyklu leczenia. Badanie lekarskie nie wykazało przeciwwskazań do rozpoczęcia drugiego cyklu leczenia (chemioterapii), zalecenia to przez 7 dni 18 mg LEUKERANU (9 tabletek w dwóch dawkach), Acenocumarol na rozrzedzenie krwi oraz Gasec osłonowo na żołądek. Lekarz wypisał recepty na lekarstwa i na tym konsultacja lekarska się zakończyła. Drugi cykl leczenia oczywiście w domu. Na trzeci cykl leczenia mam się stawić do szpitala w dniu 13 maja 2011 roku. Szybko do apteki po leukeran i do domu na leczenie (najpierw na obiad).
I w tym momencie zaczynają się schody, w aptece nie ma leukeranu, kłopoty z jego dostawą są już od dwóch miesięcy. Nie ma co szukać w innych aptekach w Katowicach, bo leukeranu nie ma nawet na hurtowniach. Szybko wracamy do szpitala, może lekarz coś zaradzi, jednocześnie dzwonimy na dwa telefony do Bielska-Białej, może tam jest leukeran. W Bielsku-Białej sytuacja z leukeranem jest taka sama jak w Katowicach, panie z hurtowni szukały tego leku nawet za granicami Polski. Powodem braku leukeranu w hurtowniach i aptekach jest zmiana producenta leku i konieczność uzyskania nowego certyfikatu, najwcześniej lek będzie dostępny za miesiąc. W szpitalu udało się zdobyć 1 opakowanie leku - 25 tabletek, bo więcej nie mają, pozostałą ilość tabletek trzeba zdobyć samemu (ale gdzie?). 7 dni podawania leukeranu po 9 tabletek, to daje liczbę 63, a więc brakuje 38 tabletek. Gdzie zdobyć leukeran? - oto jest pytanie. Leku tego nie można zastąpić innym, trzeba by zmienić całą kurację. Ostatnia deska ratunku - Bożena dzwoni do synowej, która pracuje w Pszczynie i wreszcie widać jakieś "światełko w tunelu". Justyna, moja córka znajduje leukeran, jest w Pszczynie w trzech aptekach, w jednej aptece dwa opakowania, a w pozostałych dwóch po jednym. Jedziemy do Pszczyny, do tej apteki gdzie są dwa opakowania leku. Odbieram z apteki dwa opakowania leku, co wiąże się z utratą recepty, wystawionej na trzy opakowania leku. Trzeba zdobyć jeszcze jedno opakowanie leku, bo 13 maja 2011 roku trzeba będzie je oddać do szpitala. Jest już późno, lekarza w szpitalu w Katowicach już nie ma (obiad w domu też już przepadł), jedziemy do Bielska-Białej do mojego lekarza rodzinnego. Dobrze, że lekarz jest na miejscu, wypisuje receptę i wracamy do Pszczyny.
Mam wreszcie komplet tabletek, mogę rozpocząć leczenie (zdążyliśmy do domu na kolację)
21 kwiecień 2011 rok, zgodnie z wyznaczonym terminem udałem się na wizytę do lekarza prowadzącego moje leczenie. Najpierw o godz.8.00 pobranie krwi do badań i szybkie EKG (serce jak dzwon), lekarza zaczyna przyjmować o godz.12.30, a więc jest sporo wolnego czasu. Dobrze, że mam towarzysza niedoli, jest ze mną Bożena, mama mojego zięcia. Tylko ona z całej rodziny miała wolny dzień i mogła mi towarzyszyć w "wycieczce" do Katowic.
Czekając na lekarza spacerujemy po Katowicach, widać że miasto zaczyna dbać o swój wygląd, robi się przyjazne dla mieszkańców i turystów. Jest nawet chińska restauracja, w której można napić się nie tylko herbaty, ale także kawy i na deser zjeść "w cieście banan!".
Jestem szczęśliwcem, który ma numer "1" i o godzinie 13.10 wchodzę jako pierwszy pacjent na konsultację do lekarza (jak dobrze pójdzie, to zdążymy na obiad do Bielska-Białej). Węzły chłonne w normie, badania krwi na takim samym poziomie jak po pierwszym cyklu leczenia. Badanie lekarskie nie wykazało przeciwwskazań do rozpoczęcia drugiego cyklu leczenia (chemioterapii), zalecenia to przez 7 dni 18 mg LEUKERANU (9 tabletek w dwóch dawkach), Acenocumarol na rozrzedzenie krwi oraz Gasec osłonowo na żołądek. Lekarz wypisał recepty na lekarstwa i na tym konsultacja lekarska się zakończyła. Drugi cykl leczenia oczywiście w domu. Na trzeci cykl leczenia mam się stawić do szpitala w dniu 13 maja 2011 roku. Szybko do apteki po leukeran i do domu na leczenie (najpierw na obiad).
I w tym momencie zaczynają się schody, w aptece nie ma leukeranu, kłopoty z jego dostawą są już od dwóch miesięcy. Nie ma co szukać w innych aptekach w Katowicach, bo leukeranu nie ma nawet na hurtowniach. Szybko wracamy do szpitala, może lekarz coś zaradzi, jednocześnie dzwonimy na dwa telefony do Bielska-Białej, może tam jest leukeran. W Bielsku-Białej sytuacja z leukeranem jest taka sama jak w Katowicach, panie z hurtowni szukały tego leku nawet za granicami Polski. Powodem braku leukeranu w hurtowniach i aptekach jest zmiana producenta leku i konieczność uzyskania nowego certyfikatu, najwcześniej lek będzie dostępny za miesiąc. W szpitalu udało się zdobyć 1 opakowanie leku - 25 tabletek, bo więcej nie mają, pozostałą ilość tabletek trzeba zdobyć samemu (ale gdzie?). 7 dni podawania leukeranu po 9 tabletek, to daje liczbę 63, a więc brakuje 38 tabletek. Gdzie zdobyć leukeran? - oto jest pytanie. Leku tego nie można zastąpić innym, trzeba by zmienić całą kurację. Ostatnia deska ratunku - Bożena dzwoni do synowej, która pracuje w Pszczynie i wreszcie widać jakieś "światełko w tunelu". Justyna, moja córka znajduje leukeran, jest w Pszczynie w trzech aptekach, w jednej aptece dwa opakowania, a w pozostałych dwóch po jednym. Jedziemy do Pszczyny, do tej apteki gdzie są dwa opakowania leku. Odbieram z apteki dwa opakowania leku, co wiąże się z utratą recepty, wystawionej na trzy opakowania leku. Trzeba zdobyć jeszcze jedno opakowanie leku, bo 13 maja 2011 roku trzeba będzie je oddać do szpitala. Jest już późno, lekarza w szpitalu w Katowicach już nie ma (obiad w domu też już przepadł), jedziemy do Bielska-Białej do mojego lekarza rodzinnego. Dobrze, że lekarz jest na miejscu, wypisuje receptę i wracamy do Pszczyny.
Mam wreszcie komplet tabletek, mogę rozpocząć leczenie (zdążyliśmy do domu na kolację)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz